< > wszystkie blogi

Byłam w psychiatryku #3

29 listopada 2017
Gdy trafiłam do Szpitala dziewiątego maja, moi rodzice widząc "akcje", które powitały nas na Oddziale powiedzieli, że gdy mnie odwiedzą przywiozą mi notatnik, żebym zapisywała co ciekawsze sytuacje, swoje myśli i odczucia. Pamiętnik z pobytu zaczęłam prowadzić kilka dni później, trzynastego maja. Poniższa notatka to słowo w słowo (no dobra... prawie) z mojego "Dziennika ze Szpitala".
Sobota, 13 maja 2017 r. "Piąty dzień pobytu. Nudno. Beznadziejnie. Smutno. Leżę na sali sześcioosobowej w pokoju numer 5. Obecnie na sali leżą: Gosia - trzydziestolatka, z tego co się dowiedziałam po depresji poporodowej. Mężatka, matka dwójki małych dzieci. Jest otumaniona lekami, bez żadnej energii; starsza pani - Lucyna - wydająca denerwujące dźwięki "ja - ja", a wczoraj wieczorem chyba nawet "la - la". W nocy "przychodzi" do niej trzech mężczyzn. Oczywiście to urojenia, demencja starcza; pani Ania - z pewnością też ma jakiś problem, ale bliżej dla mnie nieznany. Przynajmniej można z nią w miarę normalnie pogadać i ponarzekać. Ale jej nucenie fragmentu "Dumki na dwa serca" jest jednak irytujące!" W tym momencie po raz trzeci od mojego przybycia na lądowisku wylądował helikopter. Chyba wiadomo o czym myślę... (dopisek: mój były chłopak jest ratownikiem medycznym) Wkurza mnie to! Nie ma go tu i nie będzie. I pomyśleć przez co (kogo) tu trafiłam. Ostatnia osoba na sali to kobieta, która dziś modliła się przed kamerą w rogu pokoju. Wiola. Ma naprawdę tępy wzrok, posturę godną mężczyzny, a wczoraj urządzała w pokoju rewię mody. Przed chwilą weszła do nas Agata - kobieta, która jest telefonicznie podsłuchiwana, do której przyjechał Ziobro, z czego śmialiśmy się z rodzicami (akurat byli u mnie). Przyszła teraz z pretensją skierowaną do mnie: "Młoda, tu nie ma się z czego śmiać. Moją historię napisało życie." (chodziło o ten podsłuch z którego się śmiałam z rodzicami, a co ona zauważyła). Taaak, to ja jestem szurnięta... "Do domu idę, helikopter na mnie czeka. Pan pilot mi zasłabł!" - krzyczy nasza oddziałowa "odźwierna". Codziennie mówi, że jutro wychodzi, że wypisuje się na żądanie. "Ja tu zwariuję do poniedziałku!", "Autobus na mnie czeka!" - odźwierna chyba nie może doczekać się końca pobytu w psychiatryku. Co do tej Agaty, to dziś okazało się, że "przypadkiem" miała w posiadaniu długopis pani Ani. Twierdziła, że go dostała na stołówce. Jaaasne! Pani Ania jest pewna, że długopis leżał u nas na stole, a że Agata często wpada to musiała go sobie wziąć. Codziennie też wykorzystuje biedną Gosię i telefonuje od niej. Załatwia swoje sprawy "polityczne". Często gęsto rozmowy dochodzą do godziny czasu. Dzisiaj mieliśmy sprawdzane włosy pod kątem wszy. Wszystko dlatego, że przywieźli dziś jakąś kobietę, która je ma. Ma także liczne rany (strupy) na rękach. Płacze, zawodzi, przywiązali jej ręce do łóżka, chyba żeby się nie szarpała i nie drapała. Szalona Anka jak zwykle szaleje (dopisek: pacjentka bardzo nadpobudliwa, leżała na korytarzu ze względu na to że przeszkadzała by innym pacjentkom będąc z nimi w jednej sali). Szuka kawy i ognia. Wiola chodzi w jasnoniebieskiej, satynowej, długiej koszuli nocnej, nie ogarnia rzeczywistości, praktycznie nie ma jej w pokoju. Dziewczyna, której imienia nie znam przyszła pobłogosławić moją mamę, gdy ta u mnie była i prosić, żeby jej wybaczyła (kobieta ma schizofrenię). A ja? Czytam, korzystam z Internetu, rozmawiam, obserwuję... Nic nadzwyczajnego. Ale dalej mi smutno i myślę o nim. 17:00 - już po kolacji. Wcześniej rozmawiałam z przyjaciółką przez telefon. Pani Lucyna chce wyjść, wpadła w ogromną panikę. Płakała, koczowała przy drzwiach, straciła rozum jeszcze bardziej. A da się tak?! Odźwierna chodzi z balonikiem i... bawi się dalej w odźwierną."
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi