Nauczyciele i asystenci. Chylę przed wami czoła. Dziś widziałem i doświadczyłem ogromnej rozpierduchy
8:40. Podpisałem ocenę ryzyka i obiecałem nie robić zdjęć. JEDZIEMY DO MUZEUM NAUKI.
8:47. Przed wejściem do autokaru wszystkie dzieci zostały wysłane do toalety. Jednak żadne z nich nie miało potrzeby.
Mam pod sobą szóstkę dzieci. Jeden z chłopców nazwał mnie właśnie "kolesiem".
O! Siedzenia w autokarach mają teraz pasy bezpieczeństwa. To spowodowało bezprecedensową rozpierduchę.
Przypadło mi miejsce koło "kolesia", właśnie mi zakomunikował, że miewa chorobę lokomocyjną.
Przejechaliśmy pół mili. Troje dzieci musi iść do toalety.
Mila. Większość lunchów już zniknęła i 30% pasażerów autokaru musi iść do toalety.
Piardy. Pojawiają się piardy.
O MÓJ BOŻE, CÓŻ TAKIEGO CI CHŁOPCY JEDZĄ?
Nawet nie przejechaliśmy 1/3 drogi, a ja już jestem gotów wybić szybę i rzucić się na M25.
Więcej piardów. Winowajcą wydaje się być jeden chłopiec z całego rocznika.
Jeśli ten potworny smród jest dziełem jednego chłopca, to wow! Jest jak w średniowiecznej kostnicy.
Teraz płacz. Jedna dziewczynka płacze z powodu smrodu.
Moja własna córka nawiązała ze mną kontakt wzrokowy. To było złowieszcze. Jestem przekonany, że powiedziała "Jesteś skończonym frajerem".
KTOŚ ZWYMIOTOWAŁ.
Jedź na wycieczkę szkolną, mówili. Zgłoś się, mówili. BĘDZIE FAJNIE, MÓWILI.
Aktualne brzęczenie w uchu:
Już dojeżdżamy?
Czy królowa tu mieszka? (przy każdym wysokim budynku)
Dlaczego wszyscy nie są bogaci?
Mój tata kiedyś spotkał tego faceta z Nirvany.
Dlaczego jest tylu ludzi?
"Nie. Jeszcze nie dojeżdżamy".
Dzieciaki wypatrzyły McDonalda w Swiss Cottage i wybuchła żywiołowa radość. Odwaliło im.
Ledwo zaparkowaliśmy i jeden z mojej grupy się rozchorował. Jak w podręczniku.
Jezu CHRYSTE. Właśnie przeszedłem trzy ciągi schodów z sześćdziesięcioma 10-latkami i poczułem się znowu jak w armii.
DAWAJ DALEJ. NIKOGO NIE ZOSTAWIAMY ZA SOBĄ.
Albo patrz, jak zamarza czas, wsiadając do pieprzonego autokaru z sześćdziesięcioma 10-latkami.
Aktualne brzęczenie w uchu:
- Chce mi się jeść.
- Chce mi się pić.
- Jeśli bym stąd spadł, to bym zginął?
- Zapomniałem lunchu.
- Czasami kiedy robię kupę, są w niej orzeszki.
SMS od żony.
Siedmioro 10-latków w sklepie z upominkami jest jak jakieś posrane połączenie "Kryształowego labiryntu" i pieprzonej "Szklanej pułapki".
Dodatkowym poziomem rozpierduchy jest to, że wszystkie kupują Myślącą masę, bo czemu nie.
Dwoje z mojej grupy płacze, bo bolą ich stopy.
Moja własna córka maniakalnie się śmieje za każdym razem, gdy złapiemy kontakt wzrokowy.
Ostatnia tura rzygania wyzwoliła jakąś reakcję łańcuchową i jeszcze więcej dzieciaków rzyga, reszta płacze.
"Proszę pana, ma pan łoniaki?"
OK. Mam dość.
Nie będzie następnego razu.
Nigdy więcej. Nigdy, nigdy więcej.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą